Rafał Piotr Szymański

Blog

Kilka słów o mnie

Ekonomista, absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Jeleniej Górze i Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej.

Wychowany w tradycji patriotycznej. Odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi za działalność na rzecz osób niepełnosprawnych.

Urodzony jeleniogórzanin, mieszkaniec Zabobrza. Żonaty, tata Konstancji. Od 2017 roku abstynent.

Podziel się z innymi

| |

Skandal w Teatrze.

2019-12-03 13:11
W niedzielę 1 grudnia Filip Springer otrzymał Karkonoską Nagrodę Literacką. Uroczystość wręczenia uświetnili swoją obecnością również działacze PiS, co jest o tyle kuriozalne, że pięć lat temu premiera "Miedzianki" w Teatrze Norwida skończyła się ogólnopolskim skandalem i krytyką ze strony parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości. Książce zarzucono antypolskość, a spektaklowi wymazywanie gumką historii.

Filip Springer to lewicujący pisarz i publicysta znany z takich świetnych tytułów, jak "Miedzianka", "13 pięter" czy "Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast". Podejmuje problemy trudnej historii, przemian społecznych, interesuje się życiem zwykłych ludzi. Gdy zrealizowana na podstawie jego książki "Miedzianka" została wystawiona w Teatrze Norwida spotkała się z pikietą prawicowych dziennikarzy Jolanty Stopki i Andrzeja Kępińskiego. Rozdawano list protestacyjny, w którym domagano się "korekty scenariusza, by widz spektaklu pt. "Miedzianka" dowiedział się także o piekle i ludobójstwach jakie zgotowali Niemcy i Rosjanie swoim narodom i podbitym narodom Rzeczypospolitej". Pisma w tej sprawie trafiły również do parlamentarzystów i radnych Rady Miejskiej.

Jako ówczesny przewodniczący Komisji Kultury zająłem się tą sprawą. Zarzut dziennikarzy Jolanty Stopki i Andrzeja Kępińskiego był następujący: "Za pieniądze polskich podatników w polskim teatrze realizuje się antypolski spektakl". Zaprosiłem dyrektora Teatru Norwida Piotra Jędrzejasa i stronę skarżącą. Sprawa zrobiła się tak głośna, że na posiedzenie tłumnie przybyły media. Spotkanie przebiegło w gorącej atmosferze pełnej osobistych wycieczek i inwektyw kierowanych w kierunku Piotra Jędrzejasa. Krytycznie do spektaklu podczas specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej odniosła się również posłanka Marzena Machałek i Jan Dziedziczak - członek Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, którzy stwierdzili, że "Miedzianka" mieści się w nurcie wymazywania gumką odpowiedzialności Niemców za II wojnę światową oraz że "to nie jest tak, że przed wojną w Miedziance mieszkali sami poczciwi ludzie, którzy z powodu przyjazdu Polaków na te ziemie w 1945 roku musieli uciekać."

Parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości naturalnie mają prawo do wyrażania własnej opinii tym bardziej, że zarówno Marzena Machałek, jak i Jan Dziedziczak obejrzeli spektakl. Jednak dziś obecność polityków PiS na wręczeniu nagrody Filipowi Springerowi wydaje się być co najmniej niestosowna (zakładam, że wiedzą kim jest Filip Springer i co na temat "Miedzianki" mówi macierzysta partia). Pomimo, że pięć lat temu próbowałem tonować nastroje i przekonywałem posłankę, że "Miedzianka" jest niezła i pomimo kontrowersyjności wpłynęła na ponowne odkrycie tego wymarłego miasteczka, niesmak i gorycz pozostały. Filip Springer zachował dystans i poczucie humoru pisząc do mnie, że nie ma problemu, a wskutek awantury sprzedaż "Miedzianki" poszła w górę. Dyrektor Piotr Jędrzejas w wywiadzie dla Nowin Jeleniogórskich mówił: "To jest przede wszystkim spektakl o pamięci. A pamięć jest zawsze subiektywna. To historia stara się być obiektywna. Ten spektakl jest subiektywny, ale nawet w najśmielszym swoim myśleniu o różnych aspektach spektaklu, nie wymyśliłbym, że sztuka zawiera antypolskie elementy. Jeżeli komuś się jawi jako antypolska sztuka, nie jest zamierzone z naszej strony, żeby bawić się w wyszukiwanie taniej sensacji, na której można byłoby dźwignąć promocję spektaklu."

Kultura to nie 1-majowa akademia i pisanie laurek władzy, jakakolwiek by ona nie była. Sztuka ma prowokować, inspirować, zmuszać do refleksji. Nie powinna bać się trudnych tematów. Kultura to coś, co spaja nas jako naród, lecz kultura to nie tylko bogoojczyźniani Sienkiewicz, Kossak i Matejko, ale też polski James Dean - Marek Hłasko, skandalista - Witkacy czy noblistka w dredach - Olga Tokarczuk. Dyskutujmy, wzruszajmy się i oburzajmy, lecz nie cenzurujmy artystów, nie zamykajmy ust dziennikarzom, nie oglądajmy tylko TVP1. Sami oceńmy, co nam się podoba, zanim ktoś za nas zadecyduje co jest sztuką, a co antypolskim śmieciem.

Komentarze

Grzesiek @ 51.77.52.*

wysłany: 2019-12-03 14:41

Rafał. Mróz nie był wtedy na premierze, a książki też pewnie nie czytał. Dzisiaj przyszedł na uroczystość, bo się chciał pokazać. Chciał lansu, a wyszło jak zwykle. Cóż, jakie miasto - taki senator. Pozdro!

gra @ 83.30.253.*

wysłany: 2019-12-03 15:12

Geniuszowi pali się pod nogami ,aż pod kolano ,.Oznajmił ,że teraz czas na pojednanie i współpracę z opozycją .Gdybyśmy żyli w czasie roznoszenia wici i wielkich mrozów ,więść by nie dotarła i pan Mróz ,by się nie pojawił.Ot i cała zagadka. .A tak na poważnie ,.Gdy na sztandarach zostały dwa słowa słowa -Bóg i Ojczyzna-a ta dojna -a zabrakło Honoru ,to nie dziwota.

Maria @ 104.244.72.*

wysłany: 2019-12-03 15:24

Senator Mróz oglądając Gałczyńskiego w Teatrze Norwida podczas uroczystej sesji rady miejskiej też wyszedł w połowie. Pan się nie czepiaj - może woli lewaka Springera niż Gałczyńskiego i "Zieloną Gęś"? :)

Bartosz @ 144.91.106.*

wysłany: 2019-12-03 15:27

Gęś to on woli raczej pieczoną patrząc na sylwetkę.

AS @ 109.241.118.*

wysłany: 2019-12-03 16:15

Niedawno żwawa, dziewięćdziesięcioletnia babuleńka, Niemka z okolic Frankfurtu, pełna werwy na co dzień, wspominając lata wojny spędzone w rodzinnej wiosce, rzekła: To był straszny czas! Nie było cukru!
Podobnie mieszkańcy Miedzianki mieli swoje subiektywne spojrzenie na własny los i mieli też własne losy. Pewnie różne. Potem zostali stąd PRZEPĘDZENI bo niemieccy wyznawcy Hitlera przegrali wojnę. A teraz próbuje się nam wciskać kit różnego rodzaju: "polskie obozy koncentracyjne", "zagłada Żydów dokonana rękami Polaków" itp. Jakieś zdziwko w związku z reakcja na "Miedziankę"? Oglądałem! Tam żyli sami dobrzy ludzie, apotem musieli opuścić swoje miasteczko. No super.

AS @ 109.241.118.*

wysłany: 2019-12-03 17:39

Przy okazji dodam,
że w JG twarzami PiS-u są Machałek i Mróz,
tak samo jak Kubicki i PAN!
Tak! Pan Rafał Piotr Szymański!
Tyle tylko, że pan dołączył do Radka Sikorskiego, Kluzik - Rostkowskiej i łysego Miśka Kamińskiego
z zachowaniem oczywistej proporcji.
Cóż. Jakie miasto, taki PiS!
Poza tym idzie nowe! Pan w duecie z blogerem PK? Obaj panowie jednej bez mała myśli...
Gratulacje!

B+ @ 83.7.55.*

wysłany: 2019-12-03 18:31

Przepraszam, ale, że co? Dziwi się Pan, że ktoś mógł na przykład zmienić zdanie, pogląd na jakąś sprawę, podchodzić do jakiegoś zagadnienia obecnie nieco inaczej jak kiedyś. Panu chyba też tak się ostatnio pozmieniało, że aż usunął Pan ze swojego bloga z wyjątkiem jednego niemal wszystkie wpisy sprzed 28 grudnia zeszłego roku?!

PK @ 5.173.235.*

wysłany: 2019-12-04 11:41

Może ta wizyta przedstawicieli PiS, to objaw dalszego przechodzenia na dobrą stronę mocy?

[Rafał: Trzeba by ich zapytać czy czytali "Miedziankę" :) Pozdrawiam.]

Gdyby @ 83.30.249.*

wysłany: 2019-12-04 13:38

politycy niemieccy zorientowali się że Austriak ,Hitler, to psychopata ,nie szli by za nim jak za przeproszeniem nasze podłokietki wodza. I uchroniliby świat od wojny.?

Wieńczysław @ 5.173.249.*

wysłany: 2019-12-05 00:07

Czytałem "Miedziankę" i muszę przyznać, że to jedna z lepszych książek, jakie w ogóle w życiu czytałem, a czytam ich stosunkowo dużo (co zresztą polecam niektórym dyskutantom na tym forum, którzy zdradzają objawy braku kontaktu z poważniejszą literaturą). Nie miałem wrażenia, że jest to książka "antypolska", natomiast myślę, że gdyby wykonać bardziej szczegółową analizę i porównać treść książki do ustaleń historyków, to rzeczywiście mogłoby się okazać (czego jednak nie przesądzam), że coś jest na rzeczy w tej krytyce. Faktycznie, u autora można bowiem dostrzec typową perspektywę lewicową, która każe postawić w centrum zainteresowania los jednostek, a kulturę narodową czy ideologię jako czynnik destrukcyjny. Zakłada ona także krytyczny stosunek do własnej historii z jednej strony, a z drugiej chęć zrozumienia losów przedstawicieli innych narodów. Dlatego np. wysiedlenia Niemców faktycznie są przedstawione trochę tak, jakby to Polacy sami z siebie i z zemsty wysiedlili Niemców, a te wysiedlenia miały charakter jakiejś urągającej wszelkim humanitarnym normom wywózki. To jest jednak tylko pewne wrażenie, bo nie zarzucam autorowi, że podawał jakieś nieprawdziwe informacje. Zabrakło może jednak nieco tego kontekstu wysiedleń, a historie dobrano tendencyjnie. Zgadzam się też, że życie dawnych mieszkańców Miedzianki przedstawione zostało dość sielankowo, tak że naprawdę dopiero po wojnie zaczęła się tam "rozróba". Oczywiście do pewnego stopnia ma to pokrycie w faktach, ale tutaj też widoczna jest taka, a nie inna perspektywa autora. Nadal jednak nie czyni to z "Miedzianki" książki antypolskiej. Jeśli bowiem nawet optyka patrzenia na historię miasteczka jest nieco "specyficzna", a dobór faktów i kontekstu historycznego jest "swobodny", to nie ma się wrażenia, że intencją autora jest nachalne dowalenie Polakom i pokazanie, jak strasznie się zachowywali. Ja przynajmniej nie miałem takiego wrażenia, że jest to coś, na czym zależałoby Springerowi. Pewne "antypolskie" elementy książki można próbować dowodzić, można znaleźć na to pewne uzasadnienie, ale na pewno nie jest to główna cecha książki. Ja doceniam ją głównie za walory literackie i samo naświetlenie - nawet jeśli mocno subiektywne i skażone owymi lewicowymi uprzedzeniami - fascynującej historii miasteczka, składającej się z wielu niesamowitych historii. I to dla nich, a nie dla rzekomej "antypolskości" warto ją przeczytać.

W każdym razie nie jest to książka bardziej antypolska, niż tekst Pana Szymańskiego jest antypisowski. Tekst ten pod płaszczykiem troski o rozwój kultury ma na celu pokazanie "zobaczcie ludzie, jacy ci posłowie PiS-u są durni i niebezpieczni, tylko spektakle by cenzurowali". Mam o wiele większe podejrzenia co do Pana Szymańskiego, że koniecznie chce dokopać swoim byłym kolegom, niż Filip Springer chciał ukazać, jacy źli byli Polacy.

Natomiast problem ze Springerem leżeć może też w tym, że nie ma on zbyt dużej konkurencji. Jeżeli odpowiedzią ma być tylko jakiś "protest posłów", to jest to zdecydowanie za mało. Zaznaczam tutaj, że czytałem tylko książkę, spektaklu nie widziałem, a szkoda, bo chętnie bym obejrzał. Próbę jego cenzurowania czy wpływania na treść uważam za dość kiepski pomysł. Sam protest oczywiście sygnalizuje problem, ale tak naprawdę jest nieskuteczny. O wiele lepiej by było, gdyby - jak najbardziej za państwową dotację, bo czemu nie? - jakiś "prawdziwie czysto polski" autor napisał rzetelną "biografię" miasteczka pisaną z polskiej perspektywy. Dlaczego nie? Tak jak książka Springera nie jest "zakłamana", choć jest pisana z perspektywy "ogólnoludzkiej" czy nawet gdzieniegdzie sceptycznej wobec zachowań Polaków, tak książka "propolska" nie byłaby zakłamana, jeśli tylko potencjalny autor podszedłby rzetelnie do badań archiwalnych i umieszczał fakty w odpowiednim kontekście. Autor ma prawo do własnej perspektywy, która jest określona, a nie nijaka. Nie ma jakiegoś wzorca z Sevres obiektywizmu, ale mniej więcej jesteśmy w stanie zawsze stwierdzić, kiedy jakiś autor podaje informacje prawdziwe, a kiedy kłamie.

Dlatego jestem jak najbardziej za tym, żeby powstawały kolejne książki o "Miedziance", czy to reportaże, czy analizy historyczne. Ponieważ ja nie ukrywam, że stosuję podejście patriotyczne, czy wręcz narodowe, to z chęcią przywitałbym książkę "bogoojczyźnianą". Chodzi tylko o to, żeby nie cenzurować niczego, tzn. żeby nie cenzurować książek "antypolskich", jak i nie cenzurować książek i spektakli "nacjonalistycznych".

Jak wiadomo, na całym świecie zderzają się ze sobą tendencje globalistyczne i "lokalistyczne"., jedni chcą "otwartości", "tolerancji", czerpania ze wszystkich kultur i tradycji, łączenia ich ze sobą, zestawiania, podejścia liberalnego, w którym "artystom więcej wolno" (i nie tylko artystom), a drudzy chcą żyć w jakimś jednym, określonym świecie wartości, w jednej kulturze, spójnej, dającej fundament do rozwoju w jakimś jednym kierunku, który uważają za prawidłowy. Jedni chcą otworzyć wszelkie granice, a drudzy chcą je zamknąć. Ci pierwsi oczywiście mają być dobrzy, a drudzy fanatyczni i źli, ale ja nie ukrywam, że bliżej mi do tych drugich, bo uważam, że człowiek jest szczęśliwszy, jeśli żyje w swojej kulturze (tak w skrócie to określając, bo nie chcę się rozpisywać na temat różnic między oboma "lewicowymi" i "prawicowymi" tendencjami). Natomiast problemy tutaj są dwa:
1. Żadna z tych 2 stron nie wygra w najbliższym czasie, obie tendencje będą współistniały
2. Jeśli zwolennicy zachowania własnej tradycji i kultury chcą, by ich opcja stała się dominującą, zamiast przeciwstawiania się "antypolskim" treściom powinni zaoferować dobrej jakości "czysto polskie" treści, tak aby owa "polskość" stała się bardziej atrakcyjna, niż trendy globalne. To jest bardzo ciekawe, że w XIX wieku, pomimo nieistnienia Polski na mapie i prób niezwykle agresywnego zwalczania polskości, była ona tak atrakcyjna dla przybyszów z innych stron, że często się oni polonizowali. Dotyczyło to Żydów, Niemców, Francuzów. Wielu dzisiejszych Polaków ma takie pochodzenie. Warto się zastanowić nad tym, co było takiego atrakcyjnego w tamtej kulturze polskiej, którą dzisiaj uważamy za beznadziejną, "bogoojczyźnianą", że jednak tak chętnie obcokrajowcy do niej lgnęli, pomimo jej uporczywego rugowania przez władze zaborcze. Dlaczego dzisiaj tak wielu Polaków (z pochodzenia "prawdziwych") sceptycznie patrzy na naszą tradycję, ucieka od niej i uważa ją za hamulec rozwoju? To jest pytanie, które muszą sobie zadać polscy patrioci, którzy nie chcą, żeby ich kultura się rozpuściła w jakimś multikulturowym tyglu, który, jak widzimy, powoduje tylko problemy (przecież cały czas słyszymy o jakimś wielkim światowym kryzysie, o ruchach antyglobalistycznych, o "wk***nych" i okupujących Wall Street, cały czas protesty, zamachy, separatyzmy, fale migracyjne, niezadowolenie społeczne - więc skoro jest tak pięknie i fajnie, to czemu jest tak źle? ).

Muszą oni nadać polskości nową, nowoczesną formułę, która w żadnym razie nie odwracałaby się od przeszłości, lecz nawiązywała do najlepszych tradycji, ale też znajdowała odpowiedź na nowe, aktualne wyzwania. Chciałbym, aby pojawił się w Polsce jakiś nowy, świeży ruch "narodowy", który nie polegałby na ulicznych wrzaskach i paleniu kukieł (bo to żałosne), tylko na atrakcyjnej, ciekawej intelektualnie, spójnej ofercie w sferze ideologicznej, literackiej, politycznej, obyczajowej, duchowej. Taki, który byłby wąski w takim sensie, że odwoływał się do wąsko pojmowanej "polskości", do związania z tą określoną ziemią, między Odrą, a Bugiem, z określoną etnicznością, z określoną historią jednego narodu, ale który byłby wolny od pierwiastka nacjonalistycznej agresji wymierzonej w jakiekolwiek inne narody, za to składał atrakcyjną ofertę dla każdego, który chciałby do takiej "nowej Polski" przystąpić, by odnaleźć pewien sens życia we wspólnocie (już starożytni filozofowie pisali, że to jest istotą wszelkiej polityki). Wiem, że takich prób modernizacji Polski było podejmowanych już wiele, by wspomnieć choćby Dmowskiego lub komunistów w PRL (co było oczywiście z ich strony fałszywe i stanowiło rodzaj trucizny), ale z tych lekcji też trzeba umieć wyciągnąć wnioski, choćby takie, że polskość nigdy nie będzie, jak pisał Tusk, "naszym wspólnym świadomym wyborem", jeśli nie będzie atrakcyjna sama z siebie, za to będzie przymusowo narzucana. Obawiam się, że jeśli nadal będziemy brnęli tylko w zakazy, to żaden Wyspiański, Mickiewicz, Lem czy Gombrowicz nie pomogą, a cały projekt pn. Polska się wysypie i za 100 lat nie będzie co zbierać.

Aby jednak pojawienie się takiego ruchu było możliwe, potrzebne jest zwiększenie zakresu wolności słowa i debaty publicznej. Obie zwaśnione strony sporu muszą się wzajemnie słuchać i próbować zrozumieć, choć to trudne. Istnienie odrębnych "baniek" jest na dalszą metę szkodliwe, niszczące. Nie można nikogo cenzurować, czy wyrzucać z pracy. Należy też przyjąć zasadę, że dopuszczalna jest także krytyka radykalna. Co mam tu na myśli? Na przykład takie wypowiedzi, które są niepoprawne politycznie lub uderzają w czyjeś uczucia, czyli są agresywne, ale są tylko i wyłącznie wyrazem czyichś emocji, a nie realną groźbą czy aktem przemocy.

Na przykład powinno być dozwolone darcie Biblii przez Nergala, powinno być dozwolone wsadzanie flagi w psią kupę, powinien być dozwolony spektakl "Klątwa" (choć czy finansowany przez państwo - z tym można dyskutować), ale powinny też być dozwolone kpiny z "pedałów", stwierdzenia typu "Unia Europejska to szmata" albo "raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę". Powinny być dozwolone zarówno marsze dewiantów, jak i marsze kiboli i "faszystów", ale zabronione powinno być blokowanie tych marszów (można protestować kilkaset metrów dalej, ale nie można blokować przemarszu). Propagowanie ustrojów totalitarnych nie powinno być karane, o ile nie dotyczy to zbrodniczych praktyk stosowanych przez te ustroje, np. stwierdzenie Piotra Szumlewicza, że "komunizm wciąż jest nadzieją na wyzwolenie milionów ludzi z biedy" albo Pana Kucharskiego, że "komunizm nie był głupi, tylko ludzie, którzy zepsuli założenia" powinny być dozwolone, ale stwierdzenie np. że "należy zamknąć Jarosława Kaczyńskiego w obozie koncentracyjnym" już nie powinno być dozwolone, choć tutaj oczywiście wszystko zależy od kontekstu. Te nieliczne wyjątki, kiedy za słowo należy karać, powinny być karane niewielkimi karami finansowymi, rzędu kilkuset złotych. Podobnie jeśli chodzi o kary za tzw. zniesławienie czy znieważenie. Sytuacja, w której polemika publicystyczna coraz częściej przenosi się na salę sądową, jest niezdrowa. Człowiek ma prawo nawet mówić nieprawdę, bo zawsze może się po prostu pomylić i dopiero gdy da się udowodnić, że ktoś poniósł realne straty z powodu rozpowszechnienia tej nieprawdy, można się zastanawiać nad karaniem tego. Człowiek też ma prawo wyrażać negatywne uczucia i oceny, nawet jeśli są to oceny obiektywnie niesprawiedliwe czy krzywdzące, wulgarne. Nie może być tak, że zabronione jest nazywanie księdza "klechą", a homoseksualistę "pedałem", bo jeden czy drugi może się obrazić. Karanie za tzw. "mowę nienawiści" jest nonsensem, bo nigdy nie da się ustalić, co nią jest.

Nie mam wątpliwości, że zwiększenie zakresu wolności słowa spowoduje początkowe zwiększenie agresji i walki między różnymi "obozami" ideowymi, ale na dalszą metę okazałoby się to uzdrawiające. Po jakimś czasie obie strony zauważyłyby, że ta walka do niczego nie prowadzi, że jest niszcząca dla obu i że należy szukać spokojnego rozwiązania różnych problemów, a poziom dyskusji musi stać się wyższy. Z drugiej strony ustanawianie różnego rodzaju "poprawności politycznych", zakazów, cenzury w imię czy to "ochrony przed wykluczeniem i przemocą symboliczną" czy to w imię "ochrony uczuć religijnych i narodowych" pozornie sprawi, że będzie "cisza i spokój", rzekome uspokojenie nastrojów, ale każda ze stron będzie szukała alternatywnych sposobów, by się odegrać, podłożyć świnię, wykluczyć kogoś. W dłuższej perspektywie czasowej będzie więc to bardziej niebezpieczne.

Tak więc nie warto nikogo cenzurować, niech Springer pisze sobie książki jakie chce, niech będą one dostępne i nagradzane, ale niech ci, którzy uważają go za jakiegoś anty-Polaka itp. mają zachowane prawo do takiego niewybrednego wypowiadania się.

bu3las @ 176.114.236.*

wysłany: 2019-12-08 22:17

Wokół „Miedzianki” powstał tzw. huczek.

Tę książkę wciśnięto mi z przykazem: sam zobacz. I zobaczyłem, że pisarski talent F. Springera przekształcił nudny w swej istocie temat w coś ciekawego. Któż by sięgnął po uniwersytecką pracę o przykładowym tytule: Progres i regres społeczności lokalnej na przykładzie wybranej miejscowości Dolnego Śląska? – Poza wyjątkami od reguły brzmiącej: nikt. - Tymczasem tę opowieść dobrze się czyta. Wciąga, i nagle czarno-białe zdjęcie młodych ludzi spacerujących po asfaltowej drodze do Janowic przywołuje wspomnienia. Takich wąskich asfaltowych dróg, obsadzonych często jabłoniami, czereśniami było na Dolnym Śląsku dużo i w tamtym czasie nimi spacerowano, gdyż nie było uciążliwego dziś ruchu samochodów. Wytworzenie ujmującej atmosfery nostalgii, tęsknoty za przemijającym światem to wysokiej próby sztuka.

Tymczasem wspomniany huczek to również ciekawa rzecz.

Polacy zostali poddani morderczej, wyniszczającej okupacji. Listy proskrypcyjne Niemcy sporządzili długo przed wojną. Rosjanie się ochoczo przyłączyli…

I tak przykładowo zaledwie dwa lata temu ustalono w Kampinosie miejsce pochówku kolejnej ofiary – Agnieszkę Dowbor-Muśnicką, córkę gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego. Jej siostrę Janinę Lewandowską, śpiewaczkę i podporucznik pilota lotnictwa Wojska Polskiego Rosjanie zamordowali w Katyniu.

Zbrodnie wobec narodu polskiego miały być tajne, ukryte przed światem. W Palmirach do dziś zidentyfikowano 577 osób z 2115 mogił (27%). Po rosyjskiej stronie chyba podobnie. Polacy byli mordowani za to, że wyróżniali się z tłumu, że nieśli (wystarczyło przypuszczenie lub donos) w sobie pierwiastek polskości, który może się rozprzestrzenić na polski żywioł (motłoch). Sam motłoch polski ani Niemcom, ani Rosjanom nie przeszkadza, siła robocza, tzw. mięso armatnie może mówić po polsku, aby tylko rozumiało wydawane komendy. Natomiast samoświadomość polska, a gorzej patriotyzm kwalifikował do fizycznej eliminacji. Zbrodniczość tę oczywiście zakłamywano. Tuby propagandowe niemiecka, rosyjska głosiły, że Polacy są sami sobie winni, bo warchoły, złodzieje, wichrzyciele... No po prostu tych Irokezów trzeba cywilizować.

I po festiwalu Solidarności, gdy nam trochę odpuszczono, ponownie słyszymy i to z Ameryki, że Polacy to naród zbrodniarzy. Już nie złodziei - zbrodniarzy… Odpowiedzialnych za holokaust. Dowiadujemy się, że obrączki polskich matek to złoto z zębów wyrwanych żydowskim dzieciom…

I w tej atmosferze pojawia się „Miedzianka” ukazująca unicestwienie miasteczka w wyniku szkód górniczych. Poniekąd banalna sprawa. W Bogatyni, Bełchatowie, na terenach zalewowych, a obecnie pod autostrady, lotniska też są wyburzane domostwa…Poznałem swego czasu człowieka, któremu zburzono gospodarstwo pod wylotową dwupasmówkę z Jeleniej Góry. Otrzymał mieszkanie na Orlu, był niepocieszony, jak twierdził - zrujnowany. Czy o nim też Springer napisze?... A zalew w Sosnówce?

Opowieść Springera wpadła w rezonans z emocjami społecznymi. – „Polacy winni się wyrzec swojej polskości” nawoływał polityk w polskim parlamencie i nie wywołał oburzenia i zapytania kim właściwie jest? Czyli cel oprawców z Palmir, z Katynia został osiągnięty? Patrioci na takie dictum się nie godzą. Stąd tarcia i rozedrgane emocje.

„Polnische Wirtschaft” to antypolskie hasło niemieckiej propagandy. Czy ono jest gdzieś ukryte w opowieści o Miedziance? Mam wrażenie, że to jest ten brzęczyk, który wpadł w rezonans i wywołał ów huczek.

Wieńczysław @ 5.173.249.*

wysłany: 2019-12-10 20:18

Panie bu3las - świetny tekst, 100% zgoda!

bu3las @ 176.114.236.*

wysłany: 2019-12-11 20:10

:)

Wpisz swoje imię, pseudonim:

Wpisz treść: